Prasa – Zumba dla Mikołaja – Wszystkie drzwi otwarte

Artykuł pochodzi z numeru 09/2014 papierowego wydania „Gościa Łowickiego”

Zumba dla Mikołaja

Ponad 500 osób wsparło chorego na białaczkę 3-letniego Mikołaja Gacia „Charytatywną zumbę dla Mikołaja” w Bobrownikach zorganizowała ciocia chłopca, Anna Gać wraz ze swoim mężem, Bogdanem. Patrząc od wielu miesięcy na leczenie, cierpienie i wysiłek małego pacjenta i jego rodziny postanowili zebrać pieniądze na rehabilitację potrzebną po powrocie ze szpitala. Miała być to standardowa impreza z zumbą w roli głównej – 3 godz. tańca, nic więcej. Okazało się jednak, że taneczne spotkanie z 23 lutego (w Międzynarodowy Dzień Pomocy Potrzebującym) zamieniło się w dużą, rodzinną imprezę. A wszystko to za sprawą mieszkańców Bobrownik, którzy zapragnęli dołożyć swoje 3 grosze i wspomóc w ten sposób Mikołaja i jego rodzinę. Zumba fitness, zumba gold, zumba kids, przejażdżki quadami, prezentacja wozów strażackich, pokaz kwalifikowanej pierwszej pomocy, kącik zabaw dla dzieci, malowanie twarzy, przekąski, owoce i napoje, a na koniec wielki ognisko z kiełbaskami – to wszystko wynik niesamowitej solidarności i ofiarności, jakimi wykazali się mieszkańcy Boborownik. – Jestem pod wrażeniem tej imprezy – opowiada Wiktoria Michalska. – Sama zumba byłaby zaadresowana do dość ograniczonej liczby osób, a dzięki pozostałym atrakcjom przyszły całe rodziny. Natomiast wiadomość o tym, że imprezę zorganizowali sąsiedzi i znajomi rodziny Mikołaja wywołała we mnie głębokie wzruszenie – dodaje pani Wiktoria, która niedzielne popołudnie w Bobrownikach spędziła z mężem i córką. Więcej informacji na temat „Charytatywnej Zumby dla Mikołaja” w papierowym wydaniu „Gościa Łowickiego”.

Wszystkie drzwi otwarte

– Nie spodziewaliśmy, że spotkamy tak wielu wspaniałych ludzi, którzy pomagają, jak tylko potrafią – mówi Anna Gać.

Opowieści starszych ludzi o czasach, w których wszyscy mieszkańcy miejscowości znali się i pomagali sobie wzajemnie, budzą niekiedy tęsknotę i żal za utraconym. W dobie wielkich blokowisk, ochrony danych osobowych i wciąż zwiększającej się anonimowości zdarza się, że najbliżsi sąsiedzi nie znają swoich imion, o kłopotach dnia codziennego nie wspominając. Na szczęście są jeszcze miejsca, w których w obliczu cierpienia sąsiada cała społeczność zwiera szyki i pomaga w najrozmaitszy sposób. Przykładem tego są Bobrowniki, gdzie planowana „Charytatywna Zumba dla Mikołaja” przerodziła się w dużą imprezę rodzinną.

Od rozpaczy do działania

„Mikołaj jest wspaniałym, uśmiechniętym i tryskającym życiem chłopcem. (…) Rósł i rozwijał się wspaniale. Przyjemnością było przebywanie z nim. (…) Nie chorował wiele, ominęły nas przypadłości wieku niemowlęcego – kolki, nocne płacze. I nagle przestał chodzić… Zachorował na białaczkę” – ten tekst mamy Mikołaja z prośbą o pomoc od kilku dni krąży w internecie. Jako jeden z tysiąca. Wielu z nas już nawet nie czyta podobnych komunikatów, zastanawiając się, czy są prawdziwe. Jednak akcja mająca na celu zebranie pieniędzy na rehabilitację 3-latka z Bobrownik nabrała rozmachu. – Przez wiele miesięcy widziałam, jak Mikołaj i cała jego rodzina cierpią – opowiada Anna Gać, ciocia. – W sierpniu ub. roku rozpoznano białaczkę i od tego czasu życie małego i jego rodziców kręci się wokół chemioterapii, leczenia sterydami, ciągłych wyjazdów do Łodzi i chronienia dziecka przed jakimikolwiek zarazkami. Patrzyłam z ogromnym podziwem na hart ducha Mikołaja i na waleczność Kasi i Jacka. I zupełnie nie wiedziałam, jak im pomóc – opowiada. Kiedy na Facebooku pojawiła się notatka z prośbą o wpłaty, pani Anna i jej mąż Bogdan odebrali ją jako zielone światło do tego, by szukać pieniędzy na rehabilitację małego pacjenta. – Od razu pomyślałam o charytatywnej zumbie. Ćwiczę ją na co dzień, a do tego często bywam na takich imprezach i wiem, że się sprawdzają. Nie sądziłam jednak, że z 3-godzinnego fitnessu zrobi się duża, rodzinna impreza…

Lawina pomocy

„Charytatywną Zumbę dla Mikołaja” zaplanowano na 23 lutego. 3 godziny dobrej zabawy. Standard. Okazało się jednak, że na tym nie koniec. – Najpierw udałam się do Gabrysi Małyszko, instruktorki fitness. Ona od razu zgodziła się pomóc i zorganizowała… 4 innych instruktorów z różnych miejscowości. To było pierwsze pozytywne zaskoczenie. Kolejne posypały się lawinowo – mówi z zachwytem pani Anna. Gdy opowiedziała koleżankom o swoim pomyśle, te postanowiły upiec ciasta jako podziękowanie dla prowadzących zajęcia. Trzeba też było pomyśleć o wynajęciu sali od strażaków. Ci na wieść o akcji postanowili dołożyć swoje trzy grosze. – Zapewniliśmy miejsce, pokaz kwalifikowanej pierwszej pomocy, przejażdżkę quadami, prezentację sprzętu strażackiego i naszych wozów, a na koniec wielkie ognisko – wymienia Łukasz Domińczak, strażak OSP w Bobrownikach. – Dlaczego to zrobiliśmy? To oczywiste. Naszym zadaniem jest pomoc drugiemu człowiekowi. Akurat w tym przypadku nie trzeba było wyjechać na sygnale, ale potrzebne było takie właśnie działanie. Gdy miejscowi zobaczyli rozwieszone plakaty (wydrukowane również za darmo), w ciągu kilku godzin znalazły się napoje, owoce, 20 kg kiełbasy, jogurty i inne przekąski. Szkoła udostępniła swoje materiały, z których przygotowany był kącik dla dzieci, a motocykliści z „Żelaznego Orła” przyjechali pomóc. Nawet proboszcz ks. Piotr Sapiński ogłosił akcję z ambony, wplótł informację w niedzielne kazanie i złożył datek do puszki. – Trudno wyrazić nasze wzruszenie taką hojnością i dobrocią innych – mówi główna organizatorka. – Nie mogę tu zapomnieć o wójcie gminy Nieborów Andrzeju Werlem, który ogromnie pomógł nam w wypełnianiu potrzebnych dokumentów, założeniu komitetu organizacyjnego i innych formalnościach. Na drodze naszych przygotowań nie spotkaliśmy się z żadną odmową, z żadnymi trudnościami, a wszystkie drzwi były otwarte. Najlepszym dowodem na to jest fakt, że zaczęliśmy organizację w czwartek wieczorem, a w poniedziałek wszystko było gotowe. To niesamowite, jak wiele serca okazano nam i Mikołajowi. I wydaje się, że mieszkańcy Bobrownik tacy też są na co dzień. – Prowadzę zajęcia w wielu miejscowościach, ale nigdzie nie spotkałam się z taką szczerością, życzliwością i otwartością jak tam – mówi G. Małyszko. – Kiedy przekraczam próg ich sali, mam wrażenie, jakbym przenosiła się w inne miejsce Polski. Starsze panie traktują mnie jak córkę, młodsze jak siostrę. Nie dziwi mnie, że mieszkańcy tak bardzo się zaangażowali, bo znam ich właśnie takich. Marzę o tym, żeby kiedyś przeprowadzić się w ich strony.

Monika Augustyniak